W POPRZEDNIEJ części artykułu na temat „czy kursy językowe przeżytkiem się stały w dzisiejszych czasach” skupiliśmy się na dostępności materiałów do samodzielnej nauki języka obcego (czytaj: języka angielskiego, bo z innymi językami bywa już różnie) , na rozszerzonej bazie nauczania języków w szkolnictwie powszechnym – w dużo dłuższej perspektywie czasowej gdy porównamy do dawnych czasów oraz na rozszerzonej znajomości języka obcego wśród kandydatów aplikujących na rozmaite stanowiska zawodowe.
Czyli reasumując mamy stan istniejący: dostępne w Internecie:
- słówka, fiszki, poradniki gramatyczne (fraza na dziś, idiom na maila)
- baza filmów w oryginale (ale czy bez słówek zrozumiemy? Należy mieć samodyscyplinę i uczciwie uczyć się nowych słówek ,zamiast „czytać filmy” napisami)
- możliwości kontaktów, rozmów, dyskutowania na forach i skajpach. Plus potencjalne wyjazdy zagraniczne
Pierwsza część artykułu „Czy kursy językowe stały się przeżytkiem w dzisiejszych czasach” jest dostępna – link znajduje się w nazwie artykułu.
Kursy językowe w szkole powszechnej
Co daje nam szkoła państwowa oprócz papieru – gdy mówimy o językach obcych? Na pewno przepełnione klasy podstawówek nie sprzyjają. O ile jeszcze angielskiego rodzice pilnują, to już niemiecki częstokroć „leży” i traktowany jest na zasadzie trzech „Z”. Na uwagę zasługują darmowe kursy języka chińskiego, finansowane przez rząd chiński, organizowane na przykład przez wielkopolskie kuratorium.
A propos darmowe – na poziomie szkoły podstawowej działa psychologiczny mechanizm niedoceniania darmowych kursów językowych oferowanych przez szkołę. Ale dotyka to nie tylko dzieci, dorośli też wykazują tendencję do niedoceniania darmowych rozwiązań i przedkładania tych płatnych jako lepszych jakościowo.
Znajomość języka obcego wśród kandydatów do pracy i pracowników
Tutaj probierzem stają się tłumaczenia wykonywane przez pracowników dla pracodawcy. W tym wychodzi powierzchowna znajomość języka obcego (czytaj: angielskiego), weryfikacja tłumaczenia przez tłumacza przysięgłego, czyli stuprocentowego zawodowca-filologa, ukazuje masę błędów, nieraz uniemożliwiając podbicie takiego tłumaczenia (jego uwierzytelnienie pieczęcią tłumacza przysięgłego) i całe tłumaczenie trzeba wykonać od początku.
Niby wszyscy znają angielski, część zna całkiem dobrze, ale nie do końca poprawnie buduje zdania, co wychodzi w tłumaczeniach pisemnych.
Najnowsze komentarze